Forum Planety-Divinity Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Divinity Story Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Poll :: Co myślisz o mojej powieści?

Jest super! Oby tak dalej.
45%
 45%  [ 20 ]
Całkiem dobra
18%
 18%  [ 8 ]
Nienajgorsza
18%
 18%  [ 8 ]
Taka sobie
4%
 4%  [ 2 ]
Nienajlepsza
2%
 2%  [ 1 ]
Raczej kiepska
2%
 2%  [ 1 ]
Jest beznadziejna, po co wogóle brałeś się za pisanie?!
9%
 9%  [ 4 ]
Wszystkich Głosów : 44


Autor Wiadomość
Sartorius
Shadow Elf


Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav

PostWysłany: Nie 13:33, 20 Sie 2006 Powrót do góry

Dzięki...
Zobacz profil autora
Lilou
Pogromca Gargulców


Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek

PostWysłany: Nie 13:39, 20 Sie 2006 Powrót do góry

Sartorius ale ty na serio piszesz świetnie i nigdy w to nie wątp, poprostu każdy ma inny styl ale to nie oznacza że są lepsze i gorsze Wink Mam nadzieje że już niedługo napiszesz jeszcze Very Happy
Zobacz profil autora
festus
..::Wybraniec::..


Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1288 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/6

PostWysłany: Nie 19:45, 20 Sie 2006 Powrót do góry

To może ja też będę kończył swoją powieść?
-----------------------------------------------------

Festus, docierając do Gildii Wojowników, zatrzymał się i objął spojrzeniem Gildię. Przed nim znajdowało się się olbrzymie wzniesienie o niemal pionowych ścianach z wyjątkowo wytrzymałego kamienia, takiego, z jakiego zbudowane są Sale Krasnoludów. powierzchnia pozioma skały była idealnie gładka, o przepięknym brukowanym podłożu. W skale wyryte były schody wiodące na szczyt skały, wspaniale się z nią komponujące. Na górze znajdowała się budowla otoczona kilkoma mniejszymi budynkami oraz wysokim grubym kamiennym murem. Na szczycie głównego budynku powiewała dumnie flaga ze znakiem skrzyżowanych ze sobą miecza oraz młotu i płonącego nad nimi płomienia. W tym miejscu kształciło się wielu sławnych wojowników, których imię pojawia się w legendach przekazywanych z pokolenia na pokolenie w całym Rivellonie, a nawet i dalej. Wielu młodych adeptów sztuki wojennej liczyło również na okrycie się w przyszłości sławą i chwałą nie słabnącą nawet po ich śmierci. Niestety, były to głównie niewykonalne do zrealizowania marzenia, a życie wojownika nie jest, wbrew pozorom, usłane różami. Wielu z tych, co dziś trenują swe umiejętności bojowe, może nie doczekać późnych lat starości.

Festus westchnął i wszedł na kamienne stopnie prowadzące do Gildii. Za nim do środka weszli Kanar i Plastek. Przy wejściu stał rycerz o dość nieprztjemnym wyglądzie. Gdy ich spstrzegł, to jego wzrok zwrócił się w stronę Kanara. Widząc jego lśniącą zbroję i olbrzymi miecz wysadzany klejnotami od razu nabrał respektu. Gdy przesunął swoje spojrzenie na osobę stojącą obok, trochę się skrzywił. Niektórzy członkowie Gildii niezbyt lubili elfów, choć ten tutaj był dość nietypowy. Zdawał się być czymś w rodzaju pół-elfa, gdyż twarz miał typowo ludzką, lecz posturą i ubiorem przypominał elfa. W końcu wzrok rycerza skierował się w stronę niepozornej postaci w długiej brunatnym płaszczu ze skór zwierzęcych i z twarzą przysłoniętą kapturem. Rycerz ze względu na swojego, jak mniemał, kolegę po fachu wpuścił do środka dwie podejrzane, jego zdaniem, postacie.

------------------------------------------------
No i co sądzicie? Wiem, Tolkienem nie jestem.
Zobacz profil autora
Nan
Pogromca Gargulców


Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 488 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Nie 19:51, 20 Sie 2006 Powrót do góry

Supcio ^^ Mam nadzieję, że będzie jeszcze Smile
Zobacz profil autora
Lilou
Pogromca Gargulców


Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek

PostWysłany: Pon 10:11, 21 Sie 2006 Powrót do góry

Zgadzam się z Nan ekstra ta twoja powieść i z niecierpliwienie oczekuję dalszego ciągu Very Happy
Zobacz profil autora
Sartorius
Shadow Elf


Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav

PostWysłany: Pon 11:58, 21 Sie 2006 Powrót do góry

Pisz dalej, festeus. I nie każ nam długo czekać! Smile
Zobacz profil autora
Sieter
Administrator


Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)

PostWysłany: Pon 11:59, 21 Sie 2006 Powrót do góry

Tak festus Tolkienem nie jesteś ale do Sapkowskiego dużo Ci nie brakuje Wink

Mi się podoba.
Zobacz profil autora
Nan
Pogromca Gargulców


Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 488 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Pon 17:20, 21 Sie 2006 Powrót do góry

Hehe z niecierpliwością czekamy Festus ^^
Zobacz profil autora
festus
..::Wybraniec::..


Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1288 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/6

PostWysłany: Wto 11:57, 22 Sie 2006 Powrót do góry

Dobrze, mam już mniej więcej w głowie zarys fabuły, możecie być pewni, że będzie ciekawie.
Zobacz profil autora
Lilou
Pogromca Gargulców


Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek

PostWysłany: Wto 15:17, 22 Sie 2006 Powrót do góry

Ja tam w to nie wątpię bo ty ciekawie piszesz Very Happy

**
Tymczasem przez spowity mrokiem nocy Rivellon, z zaskakującą szybkością, mknęła potężna, magiczna siła. Zaraz za jej ognistym ogonem leciała czarna smuga zasłaniająca gwiazdy. Kometa lecąc wydawała z siebie przerażający odgłos podobny do krzyku tysiąca konających dusz. Zakołowała ona nad potężnymi górami Tanoroth poczym przekraczając tę subtelną granicę ruszyła dalej w nieznane, przeklęte tereny. Nikt już bowiem nie chodził przez góry, gdyż po ich drugiej stronie był lodowy, nieprzyjazny krajobraz. Tajemnicza moc leciała jednak dalej nie przystając ani na moment. Pod nią rozciągał się zapierający dech w piersi widok. Otóż nieogarnięte wzrokiem białe połacie śniegu błyszczały zimnym ogniem w blasku jasnego księżyca. Przed wieloma wiekami to właśnie tu został pokonany Władca Chaosu, id tego momentu życie już nigdy nie miało zawitać na tej ziemi a śmiercionośny lód zabijał wszystko co przeczyło tej zasadzie. Panowała tam grobowa cisza mącona jedynie rozpaczliwym wyciem wiatru. W tej krainie nigdy już nie wzeszło Słońce. Nagle kometa zawisła bezszelestnie w miejscu a całe otoczenie jakby wstrzymało oddech, w ciszy oczekując dalszego ciągu. Wtem kula zanurkowała z olbrzymią siłą trafiając w znajdującą się pod nią śnieżną taflę, rozległ się wówczas potężny i donośny huk, zaś całe podłoże zostało wyrzucone wysoko w niebo, spadając potem w postaci drobniutkich płatków śniegu. W tym samym momencie zostało odsłonięte to co było niewidocznym przez niezliczoną ilość lat. Otóż całe pole spowijała teraz lekka, lodowata mgiełka krążąca powolnie pomiędzy przerażającymi szczątkami dawnej potęgi. Wszędzie, jak okiem sięgnąć stały zamrożone posągi starożytnych wojsk. Było ich tak wiele że niknęły w oddali z pewnością docierając aż pod sam horyzont. Śmierć wisiała w powietrzu, wszystkie postacie zostały dosłownie zatrzymane w czasie, nawet o tym nie wiedząc, zamarli w bezruchu na wieki. Nikt już nie pamiętał co miało miejsce na tym przeklętym polu bitwy, czas starannie zatarł ślady tej tajemniczej tragedii. Tymczasem mityczna moc cierpliwie wirowała nad tym świadectwem potęgi śmierci poczym nagle skierowała swój lot w kierunku położonej nieopodal, niewielkiej jaskini. Wejście do niej było w całości zamrożone tak grubym i wytrzymałym lodem, że był on twardszy niż kamień. Przed zablokowanym wejściem stał gigantyczny kamienny wojownik w metalowej, pokrytej obficie lodem, zbroi. Na głowie miał wielki, zakryty hełm niewiele różniący się od tych w siedzibie Rady Siedmiu, dwa rogi zakręcone lekko i skierowane ku dołowi i jeden prosty na czubku głowy. W dłoni dzierżył gigantyczny, przepiękny miecz dwuręczny, ozdabiany tajemniczymi runicznymi symbolami. Oczy kamiennego strażnika były lekko przymknięte lecz na tyle aby mógł patrzeć groźnym, lodowatym wzrokiem na każdego kto stanie przed jaskinią. Jednak potężna moc Rady Siedmiu z zadziwiającą łatwością zaczęła się przebijać przez tę nietypową przeszkodę, uprzednio ostrożnie omijając jednak strasznego strażnika. Zmieniła ona nieco swą konsystencję będąc teraz znacznie bardziej podobną do skoncentrowanej lawy. Lodowe drzwi powoli ustępowały wydając przy tym przerażający, sykliwy odgłos. W pewnym momencie pękły one, z jeszcze głośniejszym hukiem, który niczym błyskawica rozniósł się po całym uśpionym płaskowyżu, zaś wszystkie zgromadzone tam posągi delikatnie zadrżały. Lodowe drzwi rozpadły się po tym na tysiące maleńkich, migoczących blaskiem kawałeczków. W mgnieniu oka tajemnicza siła ruszyła przed siebie z wolna oświetlając ściany wewnątrz jaskini. Panował tam jeszcze dotkliwszy mróz niż na zewnątrz. Nagle, na końcu długiego korytarza, kula napotkała kolejną niespodziewaną przeszkodę. Otóż tuż przed nią wyrosła z ciemności metalowa, solidna brama. Wyglądał ona dość nieprawdopodobnie gdyż cała obwiązana została solidnymi, złotymi łańcuchami. Całość zaś wyglądała niezwykle ordynarnie. Wskazywało to na to, że ktoś, albo coś, zrobiło wszystko aby zatrzymać więźnia w lodowych lochach. Kula jednak nie zatrzymała się na długo bowiem tylko zrobiła efektywny piruet i bez problemu wniknęła w ścianę pokrytą błyszczącym śniegiem. W mgnieniu oka znalazła się też po drugiej stronie, tam zaś były kolejne znacznie rozleglejsze kamienne komnaty. Wszystko to dawało istnie mroczny klimat. Również tutaj doszedł wszechmocny mróz pokrywając gęstą osłoną wspaniałe, gigantyczne rzeźby. Kula spokojnie przepłynęła przez ciche pomieszczenia, aż wreszcie dotarła do swego upatrzonego celu. Doleciała ona do pomieszczenia spowitego czarnymi jak heban kotarami, żaden dźwięk tu nie dotarł od momentu zamknięcia lochów. Przepiękne, delikatnie lśniące zasłony delikatnie spływały z niknącego w mroku sufitu, dotykając ciemnej, kryształowej podłogi. Na samym środku tej niezwykłej komnaty stało gigantyczne, kamienne podwyższenie w kształcie ośmioramiennej gwiazdy, pokryte gęsto wspaniałymi, różnobarwnymi hieroglifami. Na nim zaś, nieporuszenie tkwił kryształowo-złoty sarkofag. W jego wnętrzu spoczywała spowita lekką mgiełką, tajemnicza postać mężczyzny o szlachetnych rysach. Miał on kruczoczarne włosy, ubrany był w dopasowany, czarny strój ze srebrnymi elementami. Twarz jego skrywała w sobie niezwykły spokój, poza tym zdobiły ja dziwne rysunki, przez co ta dziwna postać sprawiała wrażenie mroczniejszej i sroższej niż była w rzeczywistości. Kula przez krótką chwilę zakołowała nad śpiącym poczym nagle zanurkowała i z oślepiającym błyskiem przedarła się do wnętrza zapieczętowanego sarkofagu. Na moment zapanował ponownie potworny, nieprzenikniony mrok gdy nagle dało się dojrzeć delikatny, migoczący blask zimnych oczu we wnętrzu trumny. Wnet grobową ciszę przerwał donośny, świszczący odgłos oddechu. Tajemnicza postać zbudziła się ze swego wiekowego snu. Niech to co żywe umyka w najgłębsze czeluście Piekła...
**
W nowej siedzibie Rady Siedmiu panowało niezwykle wielkie poruszenie i zamęt. Uczestnicy ceremonii wezwania dusz w końcu dotarli do Fortecy gdzie zaraz od wejścia zaczęła im być udzielana należyta pomoc. Zandalor razem z Kroxym nieśli bezwładne ciało Baalgera. Po przekroczeniu progu dobiegli do nich elfi uzdrowiciele uchodzący za najlepszych w Rivellonie, cała akcja więc przebiegła nadzwyczaj sprawnie. Elfi uzdrowiciele niewiele różnili się od tych w Aleroth, ubrani byli w takie same uniformy, jedynie ich spokojne i piękne twarze stanowiły znaczną odmianę. W mgnieniu oka Baalger został przeniesiony do osobnej sali oświetlonej przez olbrzymie okna. Pomimo, że teraz Słońca nie było, zawieszone na delikatnych, jedwabnych zasłonach kryształki dawały bardzo podobny efekt, wydzielając z siebie ciepłe światło. Nieszczęsny Baalger leżał sztywno na wielkim łożu, nad nim zaś kłopotliwie biegali elfi uzdrowiciele, niestety nawet oni nie mieli takiej potężnej mocy, aby wskrzeszać umarłych, tym bardziej jaszczury, są one bowiem znacznie bardzie skomplikowane od ludzi i tylko istota dzierżąca niewyobrażalną magię mogłaby dokonać czegoś takiego. Czas mijał, a elfy zajęły się już Zandalorem i resztą ocalałej Rady.
*

Cdn. Mr. Green
Zobacz profil autora
Nan
Pogromca Gargulców


Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 488 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Wto 18:08, 22 Sie 2006 Powrót do góry

Ja powiem tylko: Jak zwykle świetne ^^
Zobacz profil autora
festus
..::Wybraniec::..


Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1288 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/6

PostWysłany: Śro 22:07, 23 Sie 2006 Powrót do góry

Wystarczyło, żebym przeczytał dwie linijki i już popadłem w kompleksy. Serio.
Zobacz profil autora
Nan
Pogromca Gargulców


Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 488 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Pią 8:24, 25 Sie 2006 Powrót do góry

Coś sie tu tak smutno zrobilo ^^... Kto nas uraczy Swą powieścią? Wink
Zobacz profil autora
Sieter
Administrator


Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)

PostWysłany: Sob 11:38, 26 Sie 2006 Powrót do góry

Nie mam czasu teraz na pisanie opowieści, pisze recenzje gier dla różnych serwisów, a napisanie takiego recka zajmuje przynajmniej 4 godziny...
Zobacz profil autora
Lilou
Pogromca Gargulców


Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek

PostWysłany: Nie 12:18, 27 Sie 2006 Powrót do góry

Wielka szkoda bo ja uwielbiam twoją powieść Very Happy

**
Tymczasem nieszczęsny i obolały Inferno leżał jeszcze przez dłuższy czas w zimnej wodzie jeziora. Późną nocą znaleźli go patrolujący teren członkowie z Gildii wojowników. Rannego i na wpół przytomnego ostrożnie transportowali do swojej wielkiej siedziby. Jaszczur Fanatyk jeszcze przez dłuższy czas pozostawał nieprzytomny. Długie dni i noce było z nim co najmniej ciężko. Niemal bez przerwy dręczyły go okropne i mrożące krew w żyłach koszmary. W nich właśnie Inferno stał na krawędzi nieskończonej przepaści, otaczała go jałowa ziemia i martwe, czerwone skały. Czuł on strach oraz bezradność graniczącą niemal z szaleństwem. Wszystko to było dla niego nieprawdopodobne, ale jednak czuł ból... Zaraz za gigantyczną przepaścią stał stary zamek Chochlików, siedziba czcicieli smoka, jego dawny dom. Widział jak w mgnieniu oka, wszystko co znał i szanował zamienia się we wspomnienie. Nic nie mógł zrobić aby temu przeszkodzić... potężna, nieznana i wroga siła jednym machnięciem palca spowiła wszystko w odmętach mroku. Widział czarną, straszną postać wysoko na zachmurzonym niebie. Miała złocisty hełm i płonący rydwan, ucieleśnienie zła. I właśnie w tym momencie zbudził się z bezgłośnym krzykiem na ustach. Miał lekko zamglony wzrok, dlatego też nie od razu doszło do niego gdzie jest. Jaszczur leżał teraz z szeroko otwartymi oczami, próbując jednocześnie bezowocnie pozbierać swe myśli. Niewiele pamiętał z wydarzeń ostatnich dni, bał się że to co widział w snach było prawdą, a on ją sobie przypominał. Jednak już po chwili oddalił te przerażające myśli i spróbował delikatnie usiąść. Niestety i to się nie powiodło bowiem nagle jego ciało targnął niewyobrażalnie wielki ból zmuszając go tym samym do kapitulacji. Nieszczęsny Fanatyk był całkowicie bezbronny, wtem jeszcze bardziej zdenerwowany zaczął wodzić wzrokiem za swoimi magicznymi kulami ognia, niestety nie znalazł ich. Zdesperowany zacisnął mocno swe złote oczy i zamruczał cicho:
- Do diabła, gdzie ja jestem? – zaraz też po wypowiedzeniu tych słów zapadł w głęboki, leczniczy sen.
Następnego ranka, o wschodzie Słońca, obudził go cichy dźwięk dzwoneczków, dobiegający zza okna. Powoli otworzył oczy mrużąc je niemal natychmiast przez ostre światło słoneczne. Teraz mógł już z większą dokładnością ocenić miejsce swojego pobytu. Znajdował się w niewielkim pokoju z dużym oknem. Wokół unosił się miły zapach świeżej pościeli i kwiatów. W komnacie pięknie tańczyło światło odbijając się od różnych, połyskliwych przedmiotów. Inferno z miłym zaskoczeniem stwierdził, że jego stan zdrowia jest już znacznie lepszy i tym razem zdołał już usiąść wygodnie w łóżku. Jaszczur , nieco zdenerwowany myślał o tym co teraz z nim będzie. Nagle do jego uszu doszły niewyraźne odgłosy kroków. Fanatyk zmrużył powieki i zacisnął mocniej uzbrojone w ostre pazury pięści. Wyczekiwał gotowy na desperacki atak. Wówczas kroki na chwilę ucichły tuż za drzwiami które zaraz potem zostały delikatnie otworzone. Inferno już miał zamiar zaatakować gdy nagle zamarł w bezruchu. Do oświetlonego Słońcem pomieszczenia wkroczyła bowiem młoda dziewczyna. Jaszczur siedział na łóżku wyraźnie zakłopotany i zdezorientowany. Ludzka istota widząc go w tym stanie uśmiechnęła się pogodnie, bez najmniejszego lęku podchodząc. Była to młoda kobieta w wieku 18 lat, miała długie, proste, brązowe włosy przewiązane luźną, błękitną wstążką, odziana w delikatną sukienkę do kolan z długimi, szerokimi rękawami, całość w kolorze delikatnej zieleni i błękitu. Miała promienny, radosny uśmiech, w mgnieniu oka stał już obok zaskoczonego jaszczura i poprawiała mu poduszkę. Inferno dopiero po chwili zdołał wypowiedzieć jakiekolwiek słowa.
- Gdzie ja jestem? – spytał cicho patrząc na dziewczynę.
Ta zerknęła na niego spokojnym wzrokiem i powiedziała melodyjnie.
- Jesteś Panie w siedzibie Gildii Wojowników, Rial’Or.
Inferno opadł zrezygnowany na puchową poduszkę i zrobił kwaśną minę. Jeżeli Mistrz tej Gildii, Alrik skojarzy go z sektą Rak Sheen’a czarnego jeźdźcy, będzie zgubiony, bowiem już od bardzo dawna wojują oni ze sobą. Ale wnioskując z miejsca w którym go obecnie umieścili, jest jeszcze bezpieczny.
- Chym... rozumiem, a jak tu się dostałem? – spytał wodząc wzrokiem po pomieszczeniu i układając plany ucieczki.
Dziewczyna z niewielkiej, skórzanej torby wydobyła kilka eliksirów o świetlistych kolorach.
- Zostałeś tu przyniesiony przez zwiadowców Panie, znaleźli cię nieopodal Gildii, w Jeziorze Smutków, nieprzytomnego i rannego – rzekła uśmiechając się do niego.
Jaszczur zmrużył tylko oczy poczym powiedział już spokojniej.
- Mam na imię Inferno...- zerknął na nią zaciekawiony.
- Ja jestem Efrain, i to mi przypadło zadanie postawienia Cię na nogi. – rzekła do niego.
- Jestem Ci za to dozgonnie wdzięczny, lecz jak widzisz szybko wróciłem do zdrowia. Czy nie wiesz może gdzie sa moje ogniste kule? – spytał Inferno jednocześnie stawiając powoli stopy na miękkim, brązowym dywanie.
- Niestety w chwili obecnej są one u Mistrza tej Gildii, Alrika, po rozmowie z tobą na pewno ci je zwróci. – powiedziała pogodnie, patrząc w jego stronę.
Zaraz po tych niespodziewanych informacjach Inferno ponownie pogrążył się w mrocznych myślach. Cała jego przyszłość była pod wielkim znakiem zapytania. Musiał podstępem odebrać swoją broń i uciec zanim ktokolwiek zacznie coś podejrzewać. Ponownie zamknął powieki gdy nagle przestraszony uświadomił sobie, że Efrain może go przecież zdemaskować i nawet o tym nie wiedzieć! Nie chciał jednak krzywdzić tej miłej dziewczyny a czas naglił.
- Efrain, gdzie jest teraz Alrik i kiedy będę się z nim mógł spotkać na długą rozmowę? – spytał robiąc przy tym niewinną minę.
Uzdrowicielka milczała przez chwilę, jakby zbierając myśli, poczym rzekła idąc w stronę drzwi.
- Mistrz Rial’Or jest obecnie na polowaniu i wróci prawdopodobnie wieczorem, jeżeli oczywiście nie przyjdzie mu nocować w tej przerażającej puszczy. – powiedział robiąc lekko zatroskaną minę.
- Rozumiem, dziękuję Ci za pomoc. – rzekł Jaszczur zapadając niemal natychmiast w sen.
Efrain widząc to powoli wycofała się na cichy korytarz zamykając za sobą drewniane drzwi. W momencie gdy do uszu Fanatyka dobiegł ten wyczekiwany dźwięk jego oczy ponownie się otworzyły. Bezgłośnie usiadł w swym niewielkim łożu i jednocześnie chwilę nasłuchiwał. Wtem na jego twarz zawitał uśmiech bowiem z całą pewnością został sam.
- Efrain zajmę się potem, teraz pozwiedzam sobie Rial’Or. – rzekł tylko wstając płynnie.
Nagle poczuł przeszywający ból w lewym boku, gdy dotknął miejsce ręką, ten stał się jeszcze silniejszy, na tyle aby Jaszczur wylądował na kolanach. Przez starannie zawiązany bandaż zaczęła przebijać krew. Inferno zerknął na to miejsce z grymasem bólu, aby ocenić sytuację. Nie było z nim najlepiej, pomimo że miał naturalną regenerację, aby uporać się z tym potrzebowałby znacznie więcej czasu, a tego niestety nie miał. Nagle jego wzrok spoczął na nieopodal stojącej szafce nocnej gdzie Efrain pozostawiła swe magiczne eliksiry. Wyciągnął w ich stronę drżącą, lekko ociekającą krwią rękę aby po chwili osiągnąć swój cel. Chwycił delikatnie świecący flakonik w barwach brunatnych poczym podniósł go szybko do ust wypijając uzdrawiający płyn. Nagle jego postać spowiła subtelna, biała poświata, a rana na boku zaczęła się powoli zasklepiać, z bandaża znikła krew. Inferno nie czuł już bólu i to mu wystarczyło, na razie, do czasu aż nie znajdzie swego ekwipunku. Jaszczur, jeszcze lekko obolały i osłabiony wstał w końcu z podłogi, rozprostowując ścierpłe od długiego leżenia ciało. Spłoszonym wzrokiem przebiegł po niewielkim pomieszczeniu szukając jakichkolwiek przydatnych rzeczy. Znalazł też w drewnianym kredensie niewielką torbę, z czarnej skóry, do której schował kilka stojących koło łóżka eliksirów. Broni, ku swemu zdziwieniu, nigdzie nie było. Nadal więc liczył na szczęście, aby zbyt wcześnie nie trafić na wojowniczych członków Gildii. Bezgłośnie otworzył drzwi i w chwilę potem był już w długim, lekko oświetlonym pochodniami, korytarzu. Co kilka kroków stały wielkie posągi dzierżące przepiękne, ale całkowicie bezużyteczne, kamienne miecze. Inferno bardzo sprawnie wychodziło skradanie, w mgnieniu oka też wyszedł ze strefy monotonnych korytarzy, podobnych do labiryntu. Znalazł się w gigantycznej sali głównej, nieopodal można było dostrzec wielkie, zamknięte wrota. Komnata miała okrągły kształt a z niej wychodziły kolejne drzwi prowadzące do niezliczonej ilości pomieszczeń. Inferno nieco zdezorientowany, skręcił w kolejny korytarz.
- Chym...jeżeli dobrze pamiętam zaraz dojdę do zbrojowni Gildii, a dalej jest komnata Alrika i moje kule ognia. – powiedział szeptem, przemierzając niczym cień ciemne pomieszczenia.
Pamiętał nieco rozkład budynku Rial’Or kiedy ostatnio, razem ze swymi braćmi, atakował to miejsce. Niestety wówczas zostali odparci przez przeważające siły wroga, ale z tamtego najazdu wiele pozostało mu w pamięci. Wystarczająco dużo aby teraz nie zabłądzić. Po kilku sekundach dotarł w pobliże drzwi, strzeżonych przez jednego, dobrze uzbrojonego strażnika...
Zobacz profil autora
Sieter
Administrator


Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)

PostWysłany: Nie 13:24, 27 Sie 2006 Powrót do góry

Kurde, wiesz co mam zamiar opublikować to na stronie Wink

Jesli się zgodzisz of korz :]
Zobacz profil autora
Lilou
Pogromca Gargulców


Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek

PostWysłany: Nie 13:25, 27 Sie 2006 Powrót do góry

Serio! Jasne że się zgadzam Very Happy tylko że końca jeszcze nie widać mojej powieści Mr. Green
Zobacz profil autora
Sieter
Administrator


Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)

PostWysłany: Nie 13:30, 27 Sie 2006 Powrót do góry

Tym lepiej.. Wink Będzie się dodawac co jakiś czas.
Zobacz profil autora
Sartorius
Shadow Elf


Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav

PostWysłany: Pon 18:03, 11 Wrz 2006 Powrót do góry

Karczma pod niebieskim knurem zawsze słynęła z miłej atmosfery i niepowtarzalnego klimatu. Tego dnia instytucja dała dowód, że zasługuje na swoją opinię. Muzyka grała, dźwięczały zderzane ze soba kufle, wesołe śmiechy i okrzyki przeplatały sie z płaczem przegrywających w kości.
Do sali wkroczyła postać odziana w czarną ćwiekową kurtkę, połączoną z czarną szatą spływającą na podłoge.
- Ej, Kmnieciu, widziałeś go tu wcześcniej?
- Jo żem go nie widział, brachu. Może to jakiś zły? Albo bogaty?
- Myślisz o tym samym, co ja, braciszku?
- A, dawaj, Jonek.
Dwójka wieśniaków wstała z mjejsc i zbliżyła się do postaci.
- Ej, no, dobry człeku, wyciągaj tam no swoje cenne rzeczuszki, pókiśmy dobrzy!
Zimne spojrzenie spod kaptura wywołało nieprzyjemny dreszcz u jednego ze zbujów.
- Nie radzę - jeszcze zimniejszy głos u drugiego wieśniaka spowodował znaczne zwiększenie objętości jego spodni w okolicach pośladków...
- Panie, jok jo żem mówię, to dawaj po dobroci!
- Ostrzegałem...

Sartorius usiadł w koncie sali, w najodleglejszym stoliku.
- Hej, kraczmiarko, bądź tak miła, i przynieś mi dzbanek czystej wody!
Spojrzenie Karczmiarki przez chwilę zatrzymało się na ostrzu pięknie zdobionego miecza. Ostrze niestety było czerwone i kleiste.
Po chwili Sartorius wycierał jedwabną chustką błyszczącą klingę Smugi Księżyca. Tak. Nadal to pamiętał. Nadal pamiętał elfa dziękującego mu za wyczyszczenie ze zła katakumb pod wioską elfów, w mrocznych kniejach. Dostał ten miecz w prezencie. I nie wątpił, że byo to najszlachetniejsze ostrze, jakim władał. Jakim władał. Władał. Władał, bo widział lepsze. Jeszcze nie dawno widział piękny miecz wiszący nad przepaścią i demonem Kłamstw.
- Witam pana.
Zgrzyt zdejmowanego hełmu przepowiedział Sartoriusowi, kto go odwiedził.
- Właśnie dostaliśmy powiadomienie o wszczętej tu przez pana rozróbie. Chcielibyśmy usłyszeć pana relację, i wyjaśnienia - Od dowódcy straży zionął odór taniego winiaka.
- Oni mnie sprowokowali, panie władzo. CHcieli wymusić ode mnie pieniądze. Chcieli mnie obrabować. Tylko się broniłem.
- Sądząc po pana wyglądzie i budowe, byłby pan w stanie przytrzymać ich jedną ręką, nie był konieczności walki. Nie wygląda mi pan na słabego.
- Panie władzo, pan mnie zawstydza...
- NIE ZAWSTYDZAM CIĘ, KURWI SYNU, TYLKO OZNAJMIAM, ŻE ODPOWIESAZ PRZED SĄDEM ZA ZABÓJSTWO I ZNISZCZENIE MIENIA PUBLICZNEGO! A KARĄ ZA TO JEST ŚMIERĆ!!!
- Proszę, panie władzo. Niech pan mnie nie prowokuje.
Szybko rzucony urok na wszystkich wiedzących o zdarzeniu od razu wymazał je z pamięci.
- Zaraz, co ja tu robię? - dowódca straży, jak zwykle zorientowany w temacie zadał intelegentne pytanie...
- Tych dwojga ludzi pozabijało się na wzajem, panie władzo.
- A ta zakrwawiona szmatka na panskim stole to z kąd?
- Mam kłopoty z nosem. W najmniej oczekiwanych sytuacjach puszcza...

Zaraz będzie druga część.
Zobacz profil autora
Lilou
Pogromca Gargulców


Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek

PostWysłany: Pon 18:09, 11 Wrz 2006 Powrót do góry

Piszesz jak zwykle świetnie z niecierpliwościa oczekuję kolejnej części:) Wink
Zobacz profil autora
Sartorius
Shadow Elf


Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav

PostWysłany: Pon 19:00, 11 Wrz 2006 Powrót do góry

Sorry, ale nie piszę lepiej od Ciebie, ty i tak wymiatasz!

A oto dalsza część:

Zenek patrzył na dziwnego człowieka siedzącego w rogu karczmy. Jego barczyste ramiona zwiastowały nieludzką siłę. Leżacy na stole miecz był pięknie wykonany. Kto tobył, że miał w tych biednych czasach tyle złota?

Sartorius był bardzo głodny. Nie wybrał się do karczmy na jakieś spotkanie, ale zwyczajnie, żeby się najeść. Zamówił pieczony udziec sarny, który zjadł zresztą ze smakiem. Dwa kielichy wina, i już był gotowy do normalnego funkcjonowania. Do dalszej drogi. Bo długa droga czekała na niego. Musiał przybyć do Fiu Nimble, aby zasięgnąć rady u członków elfiego ludu, dotyczących zaginięcia Eleanessy.
Stwierdził, że nie potrzebuje więcej jedzenia, zapłacił z nawiązką i teleportował się ku odólnegmu zdumieniu gości karczmy, w tym Zenka.
Już w tym samym momencie byłw wiosce elfów. Żadnego elfa nie zadziwiło pojawienie sie Sartoriusa. Elfy znały się na czarach.
Sartorius raźnym krokiem poszedł w kierunku najokazalejszego z domów widniejących na końcu osady. Po chwili stanął u progu i wszedł do środka.
- Witaj, wybrańcze.
- Bronthion? Przecież zabili Cię w czasie rytułału!
- Jakoś się uratowałem, przyjacielu.
Krótka wymiana uścisków, typowo po elfiemu. Po chwili elf i człowiek usiedli obok siebie na najwygodniejszych posłaniach, jakie widziało ludzkie oko.
- Ponawiam pytanie, Bronthionie. Jak przeżyłeś?
- To długa historia.
- Nie spieszy mi się, bracie.
- A więc dobrze. Gdy demon przystąpił do konsumpcji reszty członków rady, przeszedł obok mnie i Eliosa nie ruszając nas. Mówił jakieś dziwne rzeczy o tym, że nienawidzi elfów i krasnokusów, są za słoni. (ODE MNIE: LOL! LOL! LOL!) A więc gdy zjadł już Maradeneusa postanowiłem działać szybko. Wstałem, rzuciłem zaklęcie na demona
- I tak nic mu nie zrobiłeś.
- Niestety wiem. Ale więc gdy wstałe i rzuciłem zaklęcie, równoczweśnie wstał Elous. Razem teleportowaliśmy się, i jestesmy jakimś cudem żywi.
- Wiesz, dlaczego?
- Nie wiem. O czym mówisz, Teleorze?
- Demon kłamst nie odpuściłby wam, gdyby żył.
- To znaczy?
- Demon kłamstw został niedawno przeze mnie zabity.
- NA PRAWDĘ?! SAROTIUSIE! NIGDY NIE WĄTPIŁEM, ŻE TO TY JESTES WYBRANCEM!
- A wiec miałeś rację.
- Zostań u nas na noc. Wydamy przyjęcie na czesc Sartoriusa wybrańca! Powinieneś zostać obwołany królem całego Rivellonu!
- Przesadzasz, Bronthionie.
Wszelki opór Sartoriusa na nic się nie zdał, ponieważ klika minut później został posadzony na honorowym mjejscu, przy stole biegnącym przez pół Fiu Nimble. (Tu odnośnik - zamiast Fiu Nimble może być Fiu Bimber Razz)



Dwa elfy rozmawiały po cichu, spoglądając z ukradka na Sartoriusa
- Argenothie, dlaczego świński człowiek siedzi z nami na uczcie?
- Świński człowiek?! Doprawdy, Mordeniasie, zadziwiasz mnie. Nie wiesz, kto to jest?
- Nie.
- To Sartorius! Wybraniec bogów! Najszlachetniejszy z ludzi!
- Sartorius? Czyżby to nie on odzyskał nasze święte przedmioty? Cofam, co powidziałem przeciwko temu szlachetnemu!
- Tak. A wiesz, co on jeszcze uczynił dal całego świata? Zabił...
Sartorius stracił ochotę na dłuzsze podsłuchiwanie elfów czarami. Miał przeciez ważne sprawy do załatwienia.
- Bronthionie, masz wiesz coś może o zniknięciu Eleanessy?
Elf popatrzył na niego pochmurnie.
- Wiem. Niestety wiem.
- Niestety?
- Niestety. Porwał ją czarny krąg. W dwa dni po odbyciu rytuału.
- Szukali asekuracji... I słusznie. - pomyślał Sartorius - Gdzie ją uprowadzili? - spytał wybraniec elfa.
- Nie wiem. Teleportowali się.
Sartorius wstał. Nie miał ochoty dłużej się bawić w obliczu takiego nieszczęścia. Musiał pomódz ukochanej.
- Bronthionie, mam prośbę.
- Słucham Cię, wybrańcze. Czuję się zaszczycony.
- Mógłbys mi dać jedno z tych wybornych elfickich łóżek?
Po minie Bronthiona Sartorius domyślił się, że całkowicie rozbroił go tym pytaniem.

Teleportował sie do bazy. Miło było poczuć się w domu.Prtzeszedł do głównego pomieszczenia. Nagle, z ziemii podniosłysię trzy piekielne zombie. Jeden przysunął sie w kierunku Sartoriusa. Błysnęła klinga smugi księżyca. Zombie przystanął i powiedział:
- Odejdź z tąd. Władcy kazali mi pilnować...
- Nie odejdę, to mój dom - powiedzial z lekka zaniepokojony Sartorius.
- A więc zginiesz!
Trzy zombie rzucily się na Sartoriusa, wydając z siebie mrożące krew w żyłach ogłosy. Rzucił się też Sartoirus, kręcąc młynka mieczem. Błysnęła stal. Zapachniała krew. Zielona posoka lała się na posadzkę bazy Sartoriusa, Zombie walczyły bardzo dobrze. Zwód. Unik. Ciecie. Znów to samo. Zombie ryczały, Sartorius walczył.
Trzeci zombie padł przekrojony na poł na posadzkę. Sartorius zdyszany usiadł na jednej ze skrzyń. Nagle poczuł uderzenie, odwócił szzybko głowę. Jego nos stykał się z resztką nosa obrzydliwie wypalonej twarzy. Sartorius wrzasnął i odskoczył wystraszony.
- Ale mi stracha napędził, psi syn! - pomyślał.
Ku niemu ciągnęła nowa zgraja piekielnych zwłok i zombie. I znowu walka. Znowu świst miecza. Znowu zielona, śmierdząca zgnilizną krew. Znowu wrzask, piekielne ryki, znowu porozcinane, wypadające, wychlustujące wnetrzności. I w końcu ostatni potwór padł. I znowu zdyszany Sartorius.
- Jak? Jak oni tu się znaliźli? - zadał sobie pytanie bohater.
Podszedł do jednych ze zwłk leżących rozciętych na ziemii. Na piersi widniał...
- Oczywiście pentagram. - Powiedział domyślnie Sartorius.
- A więc czarny krąg jest w pobliżu. Tylko gdzie?
Sartorius przeszedł do sypialni, wymienił łóżko i zbłogim uczuciem ciężkości położył się i natychmiast zasnął.

to teraz ty pisz, Lilou!
Zobacz profil autora
Lilou
Pogromca Gargulców


Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek

PostWysłany: Sob 18:50, 16 Wrz 2006 Powrót do góry

Ok:) ale sory z góry za ewentualne błędy pisałam miedzy lekcjami w szkole Laughing

Wyglądał on co najmniej groźnie, miał na sobie pięknie połyskującą, stalową zbroję razem z solidnym, zamkniętym hełmem. Przy boku wisiał mu dobry miecz a na plecach błękitna, wielka tarcza. Wszystkie te elementy tworzyły ze sobą istnie śmiercionośny komplet. Jednak nawet to nie mogło go powstrzymać przed dostaniem się do strzeżonego pomieszczenia. Wiedział że bez broni niewiele mógł zdziałać, dlatego potrzebował podstępu. Niewielki i wąski korytarz był słabo oświetlony migoczącymi pochodniami, dzięki temu Inferno stojąc nieco ponad 9 metrów, nadal pozostawał niezauważonym. Jaszczur lekko zmrużył oczy jednocześnie spoglądając w stronę niedalekich źródeł światła, nagle wszystkie mocno zamigotały i po kilku sekundach zgasły z nieprzyjemnym sykiem pogrążając korytarz w egipskich ciemnościach. Wówczas Fanatyk ruszył na zdezorientowanego wojownika, niczym błyskawica, zadając mu jednocześnie potężny cios pięścią w twarz. Strażnik zaskoczony nie zdążył nawet dobyć broni, tylko zatoczył się i z wielkim hukiem runął na kamienną posadzkę. Jaszczur był niemniej od niego zaskoczony, myślał bowiem, że przegra te walkę, a tu już po jednym ataku jego przeciwnik skapitulował. Dłużej jednak nie zastanawiał się nad tym i czym prędzej rozpoczął zacieranie śladów. Nie było to jednak trudne ponieważ wystarczyło usunąć z korytarza nieprzytomnego rycerza. Tak tez zamierzał zrobić lecz nagle zdał sobie sprawę że ciało jest cięższe niż podejrzewał na początku. Po kilku sekundach rozmyślań jego wzrok padł na lśniącą zbroję.
- Wszystko jasne – powiedział kpiącym tonem jednocześnie rozpoczynając mozolne rozbieranie swego przeciwnika.
Na szczęście cała ta czynność nie zabrała mu zbyt wiele czasu a i pozostali członkowie Gildii nie zauważyli jeszcze jego tajemniczego zniknięcia. W końcu też odjął rycerzowi dobre kilkadziesiąt kilogramów i chwytając go dobrze, spokojnie zaciągnął do pobliskiej zbrojowni, poczym po kolei zaniósł tam ciężkie części uzbrojenia. Po chwili zamknął bezgłośnie drzwi i mógł spokojnie obejrzeć niewielkie pomieszczenie. Było ono również delikatnie oświetlone zaledwie kilkoma, migoczącymi pochodniami umieszczonymi w czterech rogach. W środku nie było okien i panował złowrogi półmrok. Komnata była dosłownie zastawiona najróżniejszymi rodzajami broni i uzbrojenia. Jaszczur widząc to wszystko nie mógł powstrzymać wpływającego na jego twarz uśmiechu. Nagle zauważył, że tuż przed nim, na maleńkim, kwadratowym stojaczku, stał niewielki, piękny sztylet. Inferno patrząc na niego miał dziwne wrażenie że wszelka ciemność brała swój poczatek od tego kryształowego ostrza. Rękojeść, pomimo że niewielka, była istnym arcydziełem sztuki. Ozdobiono ją miniaturowymi czarnymi smokami pokrytymi masą perłową i otoczonymi drogocennymi kamieniami. Fanatyk miał pewność że ten dziwny sztylet jest magiczny. Dlatego też, nie zwlekając już dłużej , owinął go w delikatne płótno leżące nieopodal i schował do skórzanej torby. W momencie gdy to uczynił pomieszczenie rozbłysło jasnym światłem pochodni, których teraz było z pewnością więcej niż cztery. Jaszczur wiedział dobrze, że czasu ma niewiele, a musi jak najszybciej odzyskać swe ogniste kule. Czym prędzej chwycił więc stalowy napierśnik i niewielki, zielonkawy hełm. Kilka minut potem był już w podłużnym korytarzu i mknął niczym cień przed siebie. Wiedział jednak że w każdej chwili może zostać zauważony przez patrolujących teren rosłych wojowników. Starał się poruszać w miarę szybko i cicho jednak nagle do uszu doszły mu odgłosy rozmowy. Zaskoczony stanął, jednocześnie wskakując do najbliższego, zacienionego rogu. Dobrze jednak wiedział że walka go nie ominie, dobył więc swego miecza i zamknął oczy czekając w najgłębszym skupieniu na swych przeciwników. Teraz gdy już byli coraz bliżej doskonale słyszał ich rozmowę.
- Słyszałeś ostatnie wieści z południowo-zachodniego frontu? – spytał lekko ożywionym głosem pierwszy wojownik.
Zapanowała chwila ciszy przez co Inferno nieco się zatrwożył i oczekiwał w pełnej gotowości.
- Ech... podobno Alrik wysłał tam cały oddział doskonale wyszkolonych ludzi... i nikt z nich nie powrócił! – wykrzyknął tamten przystając nagle nieopodal kryjówki jaszczura.
- Chym... prawdopodobnie to sprawka magii Chaosu... bo niby kogo innego!? – stwierdził lekko rozdrażniony pierwszy.
- Mi tam jest wszystko jedno kto za tym stoi byleby nas tam nie wysłali – rzekł tylko drugi widząc zaskoczone spojrzenie swego towarzysza oznajmił od razu – Ja nie jestem tchórzem! Ale sam przyznaj, że to przerażające... zniknął cały oddział!
Ponownie zapanowała złowroga cisza a po chwili dwóch wojowników ruszyło wolnym krokiem na przód. W momencie gdy byli już dobre kilkanaście metrów od kryjówki jaszczura ten z ulgą opuścił ją wpadając prosto na drugi oddział doskonale uzbrojonych ludzi. Zaskoczony zamarł nerwowo ściskając zimną klingę miecza. Tymczasem patrol również stał przez chwilę w bezruchu lecz nie trwało to długo i zaraz potem ruszyli z impetem na Fanatyka. Było ich czterech a on nie miał żadnego planu, jedynie cel, aby przetrwać i zdobyć swe ogniste kule. Cała grupa zaatakowała niemal jednocześnie, okrążając swą ofiarę ze wszystkich stron. Inferno zaś jednym płynnym ruchem zanurkował, przekrzywiając lekko miecz w dół i przebiegł między nimi jednocześnie tnąc jednego z nich w brzuch. Rana niestety nie była poważna gdyz wszystkich ochraniały solidne kolczugi. Ograniczyło się zaledwie do kilku kropel krwi. Wojowników widocznie zaskoczyła jego technika, lecz nie zniechęciła, gdyż dwóch od razu ruszyło za nim z obnażonymi mieczami wydając głośny okrzyk wojenny. Sytuacja nie wyglądała za ciekawie, jaszczur musiał szybko wymyślić mowy plan. Nie czekając na ich dalsze ruchy zaczął biec w stronę pobliskiej ściany i płynnym ruchem, niemal przecząc prawom grawitacji przebiegł po niej aby po kilku sekundach wylądować naprzeciwko stojącego z tyłu zaskoczonego strażnika. Ponownie zanurkował niezwykle mocno kucając i kilkoma szybkimi obkrętami zadał przeciwnikowi niezwykle liczne rany. Niestety zostały one ograniczone przez pancerz. Inferno z każdym ruchem coraz bardziej się męczył, gdyż nie był przyzwyczajony do walki z ciężką, niedopasowaną zbroją. Gdyby tylko miał swoje kule cała walka nie trwała by zbyt długo. Wojowników zaskoczyło to że Jaszczur Fanatyk tak dobrze walczy i nie zdążyli go nawet zadrapać co wprawiało ich we wściekłość. Bohater oddychał już ciężko i bolały go plecy od nadmiernego obciążenia co zauważyli natychmiast przeciwnicy...


Dobra to teraz niech pisze dalszy ciąg swej powieści Nan:) bo dawno nie pisałaSmile
Zobacz profil autora
Sartorius
Shadow Elf


Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav

PostWysłany: Wto 17:15, 17 Paź 2006 Powrót do góry

A mi wydaje się, że warto, aby festus lub Sieter coś napisali!
Zobacz profil autora
Myszka
Przyjazny Krasnal


Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Śro 18:16, 27 Gru 2006 Powrót do góry

ludziska ale to sie rozwineł masakrycznie czas bym i ja dokonczył swoje opowiadanie ale wkleje je za tydzien ja pojawie sie dopiero po sylwestre
Zobacz profil autora
Sartorius
Shadow Elf


Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav

PostWysłany: Śro 19:54, 27 Gru 2006 Powrót do góry

Myszka!!! Co ty tu robisz? Zmartwychwstanie, normalnie!!!
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)